Z pewnością zainteresuje lekarzy zaglądających na tutejszy portal, kogo szuka do pracy branża farmaceutyczna? To przecież ten nowy narybek reprezentantów firm będzie wkrótce odwiedzał wasze gabinety i reklamował leki. Nie zdziwcie się, jeśli skojarzycie ich z kimś, kto w osiedlowym supermarkecie sprzedawał niedawno szampon lub pastę do zębów.
Na moje redakcyjne biurko trafiła porażająca lektura, zaliczona przez jej autorów – chyba na wyrost? – do kategorii informacji prasowej. W ślad za nią otrzymałem niecierpliwego maila: „Pozwoliłam sobie wysłać informację pod tytułem „Kogo szuka dziś branża farmaceutyczna”, czyli: „Leki to nie proszek do prania?”. Czy informacja ma szansę być wykorzystana?” Niewielu dziennikarzy odpowiada na takie monity, jednak uznałem, że warto powrócić jak najszybciej do tematu przedstawicieli firm farmaceutycznych – z przesłanego komunikatu jasno bowiem wynika, że ich współpraca z lekarzami zapowiada się na coraz trudniejszą. Już sam znak zapytania brzmi złowrogo – „Leki to nie proszek do prania?” – i sugeruje, że autorzy (firma Sandoz Poland) ma dużo wątpliwości z udzieleniem jednoznacznej odpowiedzi.
Minęły czasy, gdy na anonse ogłaszające nabór kandydatów do pracy w koncernach farmaceutycznych odpowiadali przeważnie lekarze. Byliśmy krajem, jaki na tle innych wyróżniał się doskonale wykształconą kadrą medyczną, która często po stażu, a nieraz egzaminach specjalizacyjnych przesiadała się z karetek do wygodnych samochodów, białe kitle zamieniała w szykowne garnitury lub garsonki. Różne motywacje popychały do zmiany fachu, kojarzonego niekiedy złośliwie z domokrążcami roznoszącymi po aptekach i szpitalnych dyżurkach kolorowe długopisy, kalendarze, zaproszenia na bankiety, a między nimi próbki leków. Niewątpliwie ta elegancka formacja przedstawicieli, określanych w skrócie „repami”, miała jednak o czym rozmawiać z dawnymi kolegami lub wykładowcami z czasów studiów. Oferowała im leki, do których kiedyś zdobyła nabożny stosunek.
Dziś to już przeżytek, przynajmniej w oczach branży farmaceutycznej, która przestała polować na dobrze wykształconą kadrę medyczną (stała się dla niej zbyt droga?). Zdaniem Katarzyny Sejwy z Sandoza, firmy powinny dziś szukać u zatrudnianych pracowników nowych kompetencji i doświadczeń z innych branż – broń Boże nie medycyny, lecz sektora o tajemniczym skrócie FMCG. Dla niezorientowanych, to Fast Moving Consumer Goods, czyli Produkty Szybko Zbywalne: szampony, napoje, słodycze, proszki do prania. Kto wykazał się doświadczeniem na polu marketingowym tych dóbr, jest dziś odpowiednią osobą do sprzedaży leków. „Ten sektor ma kompetencje, które i nam mogą się przydać” – zapewnia dyrektor Katarzyna Sejwa.
Nie wątpię! Nikt tak nie zwiększy sprzedaży leków i nie pomnoży dochodów firmy jak ktoś, kto niedawno reklamował Red Bulla lub kokosową „Princessę”. A że nie za bardzo rozumie, na czym polega subtelna różnica między ampułką i dropsem, to już naprawdę drobnostka. Koniec z sentymentami – firmy farmaceutyczne, rozsyłając do mediów swoje nowe credo („Leki to nie proszek do prania?” Ależ skądże, to przecież proszek!) ostatecznie legitymizują filozofię, której dawniej się obawiały: że zależy im wyłącznie na sprzedaży towaru, który warto opchnąć z jak największym zyskiem. Mieliśmy do czynienia z grą w ciuciubabkę, że leki to nie zwykłe masło („szybko zbywalne”), lecz środek do poprawy jakości życia lub odzyskania zdrowia. Teraz nikt już nie owija w bawełnę: kolorowe pigułki OTC można reklamować w mediach, a do lekarzy wypisujących recepty kierowani są ludzie, którzy nigdy na własne oczy nie widzieli chorych i o medycynie mają dość mgliste pojęcie. Gdy niedawno rozmawiałem z jednym z takich przedstawicieli, odpowiedzialnym za leki onkologiczne, nie potrafił zrozumieć, że ten asortyment ma mimo wszystko niewiele wspólnego z sektorem, z którego do farmacji trafił – sprzedaży adidasów, a wcześniej rynku nieruchomości.
Domyślam się, że pojawienie się na wykładach lub umówionych spotkaniach tej nowej rzutkiej kadry – po przyspieszonych kursach z wąskiego wycinka farmakologii – może wzbudzić w środowisku lekarskim poczucie zażenowania, a nawet złości. Nie każdy reprezentant stanie się wiarygodnym partnerem, zanim nie pojmie, że jego leki nie są jednak tym samym, czym do niedawna był Red Bull. Może dodał mu skrzydeł podczas rekrutacji, ale jeśli nawet zdołał się później wznieść na wyżyny swoich kompetencji, upadek na szpitalną posadzkę może go bardzo zaboleć.
Paweł Walewski
Autor jest publicystą tygodnika „Polityka”
Paweł Walewski
More from Doniesienia
Pięć najczęściej czytanych artykułów
Stale monitorujemy aktywność naszych użytkowników i obserwujemy, które materiały cieszą się największą popularnością. Analizujemy, dlaczego tak się dzieje, i wyciągamy …
Pięć najciekawszych artykułów, które mogłeś ominąć
Drogi lekarzu, przygotowaliśmy dla Ciebie pięć najciekawszych artykułów, które powinieneś poznać, aby lepiej i skuteczniej leczyć swoich pacjentów. Wiedza medyczna …
Trzy najczęściej oglądane materiały wideo
Od lat rozmawiamy i przeprowadzamy wywiady z najwybitniejszymi ekspertami medycznymi w Polsce i za granicą. Jesteśmy na najważniejszych konferencjach i …